Czy zawsze miłość do naszych dzieci jest oczywista?

AdobeStock

Niedługo Dzień Dziecka, wtedy wzbierają w nas dobre uczucia, doceniamy nasze dzieci, dajemy prezenty, szczególną uwagę. Jak jednak wygląda nasza codzienność? Czy zawsze kochać jest łatwo? Przeczytajcie historie Marty i jej dzieci, które dostały pełnię miłości pomimo, że obecny porządek świata sugeruje młodym matkom pozbywanie się ‘problemów’. Miłość wyrażana praktycznie, mądra i konsekwentna jest inspiracją i wyjątkowym doświadczeniem.

             Dla większości z nas miłość do dzieci jest oczywista. Kiedy one przychodzą na świat są najpiękniejsze, najmądrzejsze i po prostu nasze. Kochamy je naturalnie, zachwycamy się nimi, dzielimy się naszą radością z innymi. Ta miłość jest urocza i taka oczywista, budzi najpiękniejsze uczucia kiedy w Dzień Matki dzieci wpadają do sypialni z całuskami i nieporadnie narysowanymi laurkami. Trudniej jest kochać nasze kiedy dzieci są nieposłuszne, kiedy się buntują, czy kiedy wypowiadają surowe oceny na nasz temat. Oczywiście to nie jest przyjemne, ale jest normalnym procesem w okresie dorastania i doprowadzania naszych dzieci do pełnej dojrzałości.

Jednak już w takich sytuacjach możemy sobie zadać pytanie: Od czego zależy moja miłość do dziecka? Czy w ogóle od czegoś zależy czy jest bezinteresowna? Czy kocham tylko wtedy jak dziecko jest grzeczne czy niezależnie od wszystkich zdarzeń po prostu: Kocham! Wspólnie z mężem musieliśmy zadać sobie takie pytanie i to kilkukrotnie.

Prawie 20 lat temu, jako drugie dziecko, urodził się nasz syn z zespołem Downa. Tę informację otrzymaliśmy niedługo po porodzie, badania w ciąży nie wykazały nieprawidłowości. Podczas naszego pierwszego spotkania „na żywo”, zaraz po narodzinach syna, wiedziałam, że tak bardzo go kocham, że nikt i nic tej miłości mi nie odbierze. Choć informacja od lekarzy przyszła później, sama wcześniej zauważyłam pewne cechy, które mogły wskazywać na zespół Downa. To podejrzenie nie wzbudziło mojego odrzucenia wobec Szymona, ani przerażenia, ale raczej zapał do jak najlepszej pomocy. Można to nazwać praktyczną miłością. Choć wtedy nie wiedzieliśmy czego możemy spodziewać się mając dziecko z taką wadą, wiedzieliśmy już, że chcemy i damy radę. Choć nie zawsze było łatwo, wszelkie terapie, rehabilitacje zajmowały czas, który wkrótce musiałam dzielić na trójkę dzieci. Szymon jednak wielokrotnie zaskakiwał nas pozytywnie.

Po kilku latach zdecydowaliśmy z mężem na stworzenie rodziny zastępczej dla dziecka także z zespołem Downa. W związku z przyjęciem chłopca musieliśmy mieć własne mieszkanie, które kupiliśmy na kredyt. Wiązało się to z dużą ilością przygotowań, przeprowadzką i nową rzeczywistością. Jednak byliśmy pewni, że chcemy kochać, że naszej miłości wystarczy, a porzucone dziecko jej potrzebuje. W tym przypadku nie doświadczyliśmy zaskoczenia jakim była informacja o zespole Downa, sami zdecydowaliśmy się na dziecko z taką wadą. Wydawało się, że plan jest dobry i powinien zadziałać. Jednak miłość nie jest taka prosta. Kuba rzeczywiście potrzebował miłości, ale ponieważ doświadczył odrzucenia nie potrafił jej przyjąć. Wobec mnie kierował jednocześnie bunt i zarazem ogromną potrzebę bycia blisko. Atakował mnie szczypiąc, gryząc, odpychając i jednocześnie płacząc kiedy się tylko oddalałam. Wydawało się niemożliwe, aby kilkunastomiesięczne dziecko potrafiło to zrobić. Jednak to się działo na naszych oczach. Do tych trudnych zachowań dochodziła opieka medyczna konieczna w przypadku zespołu Downa, trudne nawyki związane z początkiem choroby sierocej i wiele sytuacji, w których nikt nie chciałby się znaleźć. Wtedy każdego dnia stawiałam sobie pytanie: z jakiego powodu kocham? I każdego dnia odpowiadałam sobie na to pytanie: Chcę kochać pomimo wylanych łez, pomimo siniaków, pomimo wątpliwości czy zrobiliśmy dobrze biorąc Kubę i pomimo myśli, aby oddać go z powrotem. Dzięki Bogu miłość wygrała! Kuba też. Stopniowo zaczął tę miłość przyjmować i traktować naszą rodzinę jak swój własny dom, pomogła mu w tym siostra, która urodziła się niedługo po jego przyjściu do nas. Początki z Kubą można nazwać trudną miłością. Ale to też miłość! Niedługo minie 14 lat jak Jakub jest z nami.

Po kilku latach doświadczenia tak różnych odcieni miłości zapragnęliśmy, aby doświadczyło jej jeszcze jedno dziecko. Esterka urodziła się po kilku latach starań mając wadę letalną, co oznacza, że miała niewielkie szanse na przeżycie. Była z nami 4 mies. i odeszła w domu zaopiekowana przez Warszawskie Hospicjum dla Dzieci. To była kolejna trudna miłość, ale znów należało podjąć decyzję czy się jej podejmuję. Dziecko można odrzucić na wiele sposobów, jednak w sytuacji kiedy czas na miłość jest bardzo ograniczony, postanowiliśmy, że kochamy do samego końca na wszelkie sposoby, jak tylko będziemy mogli to okazać. Miłością było bycie każdego dnia i nocy w pobliżu, aby odpowiadać na jej potrzeby, karmić, przytulać, zmieniać sondę i wiele innych czynności, które wykonuje się przy niemowlaku. Miłością było też towarzyszenie przy powolnym odchodzeniu naszej córeczki i daniu jej prawa, a właściwie Bogu, do zabrania jej w najlepszym dla Esti czasie. Musieliśmy też nauczyć się jak okazywać miłość naszym pozostałym dzieciom w tak trudnej sytuacji.

Czy miłość do dziecka jest trudna? W wielu sytuacjach tak. W takim razie czy warto kochać nasze dzieci? Na pewno! Miłość czasem wiąże się z doświadczaniem bólu. Kiedy oddajemy swoje serce drugiej osobie, musimy być na to przygotowani. Ale przecież kochanie daje też efekt zwrotny. My, jako rodzice, także jesteśmy kochani. Na taką miłość warto czekać, warto ryzykować, warto o nią walczyć. Jestem pewna, że wielu rodziców może to potwierdzić.

Marta Witecka