Oświadczamy, że przedstawione w trakcie wystąpienia sejmowego z dnia 11.05.2016 przez Panią Minister Edukacji Annę Zalewską tezy dotyczące edukacji domowej nie były w żaden sposób przedmiotem rozmów z grupą roboczą. Podczas spotkań, w których uczestniczyliśmy w ciągu ostatnich pięciu miesięcy przedstawiciele Ministerstwa zapewnili nas iż MEN sprzyja edukacji domowej i szanuje prawo rodziców do wyboru szkoły.
Po raz kolejny spotykamy się z wypowiedzią Pani Minister, w której generalizując łączy zjawisko edukacji domowej z „patologią” i nadużyciami rzędu „dziesiątek milionów złotych”. Oczekujemy wskazania konkretnych faktów i konkretnych kwot na pokrycie tez krzywdzących edukatorów domowych.
Transkrypcja wypowiedzi Minister Zalewskiej dot. edukacji domowej z dzisiejszego wystąpienia w Sejmie.
„Kiedy dyskutowaliśmy, każdy dzień przynosi jakieś doświadczenie, o domowym nauczaniu poprosiłam departament prawny, żeby pokazał jak zmieniano prawo dotyczące domowego nauczania, dlatego, że pamiętam ustawę z 2008 roku kiedy wszyscy zgodnie, szanując wolę rodziców, że chcą uczyć dzieci w domu należy im przygotować pieniądze na to, żeby mogły korzystać z zajęć dodatkowych w szkole i jednocześnie, żeby można było ich egzaminować, żeby w każdej chwili mogli wejść do systemu. No i okazało się, że rzeczywiście wszyscy rzeczywiście zgodnie za tym zagłosowali, dziecko musiało być przypisane do szkoły publicznej obwodowej.
W 2009 roku, nie będę mówiła, kto był ministrem edukacji, ale na pewno fan niepublicznych szkół, zresztą u każdej minister byli doradcy, którzy doradzali samorządom jak przekształcać publiczną szkołę w niepubliczną i w 2009 roku zmienia się przepis, który mówi o tym, że właściwie, po pierwsze do dowolnej szkoły publicznej niepublicznej jak równiez bez absolutnej rejonizacji obwodowości, że tak powiem kolokwialnie, dlatego doprowadziliśmy do patologii na dziesiątki milionów złotych i uszczelniamy wszędzie subwencje, że oto rejestrowano szkoły, które się nazywały domowe nauczania i udawadniały nam, że prowadzą zajęcia dodatkowe dla uczniów, którzy są rozproszeni po całej Polsce.”
Krótki wyciąg z historii legislacji związanej z edukacją domową w Polsce.
1932 rok – II RP fragment ustawy o ustroju szkolnictwa:
„Art. 9 Obowiązek szkolny wypełnia się przez pobieranie nauki:
a) w publicznej szkole powszechnej,
b) w innej szkole,
c) w domu. …”
1961 rok – Likwidacja możliwości edukowania w domu przez komunistów
1991 rok – Przywrócenie możliwości edukowania domowego przez sejm kontraktowy, możliwość uzyskania zgody w dowolnej szkole w Polsce, brak corocznych egzaminów!
„Art. 16 ust. 8. Na wniosek rodziców dziecka dyrektor szkoły może zezwolić na spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą. Dziecko spełniające obowiązek w tej formie może otrzymać świadectwo ukończenia szkoły podstawowej na podstawie egzaminu klasyfikacyjnego przeprowadzonego przez szkołę, której dyrektor udzielił zezwolenia na taką formę spełniania obowiązku szkolnego.”
1995 rok – Wprowadzenie ograniczeń przez postkomunistów. Zgoda wydawana wyłącznie w rejonowej szkole publicznej, uznaniowość zgody na ED, egzaminy.
„Art. 16 ust. 8. Na wniosek rodziców dyrektor szkoły publicznej, w obwodzie której dziecko mieszka, może zezwolić na spełnianie przez dziecko obowiązku szkolnego poza szkołą oraz określić jego warunki. Dziecko spełniające obowiązek szkolny w tej formie może otrzymać świadectwo ukończenia poszczególnych klas szkoły podstawowej lub ukończenia tej szkoły na podstawie egzaminów klasyfikacyjnych przeprowadzonych przez szkołę, której dyrektor zezwolił na taką formę spełniania obowiązku szkolnego.”
1998 rok – Zniesienie ograniczenia wydawania zgody na ED przez rejonowe szkoły publiczne dla szkół ponadgimnazjalnych
2003 rok – Edukacja domowa dla dzieci obowiązkowego rocznego przygotowania przedszkolnego, wymóg opinii poradni.
2009 rok – Na wniosek Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie ponownie zniesiono ograniczenia wydawania zgody na ED przez rejonowe szkoły publiczne, zniesiono uznaniowość decyzji. Wprowadzono standaryzację przepisów dotyczących egzaminów oraz możliwość korzystania z zajęć dodatkowych, wprowadzono termin 31 maja – jako graniczny złożenia podania do dyrektora przed nowym rokiem szkolnym.
2014 rok – Na wniosek grupy posłów zniesiono termin 31 maja.
Rozwój edukacji domowej w Polsce.
Kwota subwencji w 2016 roku na wszystkie dzieci ED wynosi około 21 000 000 zł udział w ogólnej kwocie subwencji 0,001%.
Kwota subwencji za lata 2009-2016 to 57 000 000 zł.
No cóż. nie mamy szczęścia do ministrów edukacji. Co krok to gorzej. sposób myślenia Pani Minister nie rokuje dobrze dla edukacji domowej i dla edukacji ogólnie. Pod sznureczek, publiczne, żadnego wychylania się i wychodzenia poza schematy. Kontrola, porządek i jednolitość. Jakoś mi to źle pachnie. Chcę powiedzieć Pani Minister, że moje dzieci regularnie korzystają z zajęć świadczonych na odległość i jest to raczej standard w obecnej rzeczywistości. Nie widzę nic złego w szkołach prywatnych i swobodzie edukacji bez egzaminów i nadzoru ministerstwa. Egzaminy są niepotrzebne ponieważ i tak nastąpi weryfikacja na poziomie matury. Można kontrolować pod kątem patologii – czy dzieci są w ogóle uczone. Znam dzieci nauczane domowo bez egzaminów. Bardzo dobre wyniki. Dostają się na studia i je kończą. Taki system działa w większości państw z edukacja domową. Jesteśmy ofiarami systemu, który prowadzi za rączkę i stwarza wrażenie, że inaczej się przewrócimy. Po to korzystamy z edukacji domowej by przejąć odpowiedzialność za kształcenie i robić to tak jak uważamy, że jest najlepiej dla naszych dzieci, a nie by zadowolić Ministerstwo.
To nie jest kwestia szczęścia do ministra tylko program PiSu , którego chyba nikt nie przeczytał. Nie ma tam wprost o edukacji domowej ale jest bardzo krytycznie o szkołach prowadzonych przez organizacje pozarządowe. Ponadto koncepcja mocnego zróżnicowania (liceum, zawodówka, technikum) dalszej drogi kształcenia po 8-letniej podstawówce (wg modelu niemieckiego) bardzo komplikuje możliwość realizacji ED na poziomie szkoły średniej. Ta układanka zaczyna być coraz bardziej spójna. Mimo , że ze strony MENu są głosy zapewniające o wolności wyboru, to zawsze można się z nich wycofać (np. w wyniku wniosków z debat prowadzonych przez MEN) lub potraktować ED zero-jedynkowo: jesteś w systemie- funkcjonujesz wg narzuconych reguł, jesteś poza systemem- rób sobie co chcesz na własny koszt, zweryfikujemy to egzaminem państwowym.
Gdyby podążać torem myślenia pani minister – nie podmiot: dziecko w centrum, tylko subwencja – to za dzieckiem w szkole niepublicznej podążają mniejsze pieniądze, więc powinna się cieszyć, a nie wypominać rodzicom, że edukacja ich dziecka kosztuje.
Ja tak sobie myślę… Czy ktoś policzył, ile patologii, nieudaczników, przestępców i ofiar, rocznie wychowują polskie szkoły z przeproszeniem publiczne, a ile edukatorzy domowi?….
Odnośnie grupy roboczej, ja bym nie czekała tylko już w tej chwili szykowałabym wniosek do europejskiego trybunału praw człowieka – dzieci z edukacji domowej obłożone są obowiązkiem edukacji tak samo i w takim samym zakresie jak dzieci korzystające ze szkół, i to wiąże się z kosztami (nota bene dużo większymi niż w szkole…!) – mamy tu do czynienia z dyskryminacją ze względu na światopogląd. Należy udowodnić, że dzieci obciążone tak samo obowiązkami przez państwo (obowiązek rejestracji w szkole, podstawa programowa, obowiązek egzaminacyjny), mają całkowicie odebrane finansowanie ich edukacji.
Powiem krótko, moje dzieci uczę w domu, a pracuję w dwóch zespołach szkół jako psycholog. I nie poślę dzieci swoich do szkoły publicznej ze względu na patologie, które tu widzę. Hasło „szkoła publiczna” to dziś rzeczywistość CAŁKOWICIE inna niż moje szkoły, które kończyłem, niepotrzebnie próbuje się na siłę tłumaczyć, że przecież szkoły są takie jak zawsze – czyli ok.
„Wykształcenie ogólne uległo zapaści, a wykształcenie techniczno-zawodowe zostało zdegradowane. Młodzież jest gorzej wykształcona, nauczyciele rozgoryczeni, szkoła praktycznie przestała wychowywać, a ignorancja stała się jednym z wielkich problemów dzisiejszego społeczeństwa.” Co to jest? To jest fragment programu wyborczego PiS. To jest o tej szkole, z której zabraliśmy dzieci do edukacji domowej. Ile czasu zajmie naprawa? 5, 10 lat?
Dlaczego dzieci z edukacji domowej sa takim zagrożeniem dla Pani Minister ? Przecież jako minister tego rządu powinna dbać o elektorat !. Jesteśmy nie tak liczną grupą nie zjadamy całej subwencji a jako rodzice i dzieci mamy prawa zagwarantowane prawem, KONSTYTUCJĄ, PRAWAMI DZIECKA itd Cóz za dziwna niechęć do nas obywateli tego państwa, płacących rzetelnie podatki, z których generowane są te subwencje .Czy ja sie mylę myśląc że Pani Minister rozporządza także moimi pieniędzmi. Z całym zaangażowaniem edukujemy swoje dzieci i spełniamy wszystkie nasze obowiązki należycie co potwierdzają wyniki egzaminów przeprowadzanych co rocznie .O co chodzi ? Oszustwa ! Co my rodzice mamy z tym wspólnego ? Oszustów niech ściga prokuratura a Pani Minister może trochę czym innym powinna się zająć .
Jak łatwo zauważyć ( choć może nie wszystkim) patologią jest wykorzystywanie środków przeznaczonych dla ED przez szkoły niepubliczne (i fundacje), które te środki w ogromnej większości wykorzystują na własne utrzymanie i funkcjonowanie. Niejednokrotnie żyjąc ponad stan.
Wykorzystanie środków ED nie ma, w ogromnej większości przypadków, nic wspólnego
z finansowaniem ED. I to pani minister nazywa patologię. I to w istocie jest patologia- w sytuacji gdy polska szkoła boryka się z ogromnymi trudnościami finansowymi- niektórzy tworzą swoje własne pseudoinnowacyjne „szkoły” , które finansować ma państwo czyli my wszyscy. Oczywiście domagają się dużo większych dotacji niż szkoły publiczne.
W walkę o te dotacje wmanewrowują w tej chwili rodziców ED. Skandal i żenada.
Zgadzam się z Mileną. Faktem jest, że szkoły niepubliczne prowadzące edukacje domową wykorzystują środki idące za dziećmi ED na własne dofinansowanie i dzięki temu często dobrze funkcjonują. Natomiast czy tak powinno być? Raczej nie, chociaż zapewne lepiej wykorzystują te środki niż publiczne szkolnictwo Może jakieś sensowne o sposobie sprawozdania o wykorzystania środków idących za uczniami ED przez te placówki pokazałyby nam jak rzeczywiście wygląda problem.
Walka z tymi patologiami jest bardzo prosta!
Zapisujmy dzieci do szkół, które zamiast na swoje własne potrzeby, wydają pieniądze z subwencji na wsparcie rodzica w niełatwej roli nauczyciela swojego dziecka,
Promujmy i polecajmy innym edukatorom domowym te dobre szkoły. Może warto stworzyć stronę internetową z porównaniem oferty w rożnych szkołach?
W takich warunkach konkurencyjnych patologie znikną bardzo szybko.
Największym problemem całej tej sytuacji jest uogólnianie, rzucanie takimi „społecznymi dowodami słuszności”. Tymczasem rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana i niekoniecznie taka, jak Pani opisuje. Pani Mileno, gra nie toczy się o to, kto coś wyrwie, gra toczy się o . Dlatego takie zarzuty najlepiej jest formułować w debacie, a nie na forum publicznym. Daje to możliwość dowiedzenia się jak jest naprawdę. W innym wypadku sama „strzela Pani sobie w kolano”.
Pytanie jest proste: kto powinien ostatecznie odpowiadać za edukację dzieci – Państwo czy rodzice?
Wydawałoby się, że wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie. Wypowiedzi Pani Minister pokazują jednak, że to niestety nieprawda… A przecież mamy tyle (nie tak odległych) przykładów które pokazują jednoznacznie co się dzieje, gdy Państwo przejmuje pełną kontrolę nad edukacją.
Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że chodzi tu tylko i wyłącznie o kasę. Czy nie mogę się zrzec subwencji za swoje dzieci? Chętnie zapłacę wybranej szkole za egzaminy z własnej kieszeni. Oczywiście podatki które płacę w tym celu nie musiałyby być zwrócone. I nawet nie będę oskarżał Pani Minister o patologię…
Panie Robercie szanowny- tylko z szacunku dla czytelników tego forum sformułowałam mój komentarz w tak oględnej formie i….. nie podałam konkretnych nazwisk i szkół , o których , jak Pan był łaskaw wyartykułować – wspomniałam ogólnie. I zapewniam, że wiem – jak jest naprawdę”.
A o co toczy się gra? O pieniądze, które zawłaszczają szkoły niepubliczne. Bo nie przekona mnie Pan, że ponad 500 zł na miesiąc dla ucznia, za samo jego ewidencjonowanie to nie jest zawłaszczanie państwowych pieniędzy.
Chętnie się dowiem o co Pana zdaniem „toczy się gra”. Może wtedy uda się porozmawiać bardziej merytorycznie. Intuicyjnie wyczuwam w Pana wypowiedzi jakiś problem, ale nie wiem jaki. Chyba,że się mylę i Pan również reprezentuje interes stowarzyszeń i fundacji?
Pani Mileno, nie reprezentuję żadnej instytucji. Problem o którym Pani pisze, rzeczywiście istniał ale już nie istnieje wraz z wejściem w życie znanego nam rozporządzenia. Obawiam się, że nawet tym szkołom nie można nic zrobić ponieważ wykorzystały lukę w prawie, którą wytworzyli nasi „fachowcy” w poprzednim rządzie. Jednocześnie oberwało mocno całe ED. Takie są fakty i trzeba jakoś z tej sytuacji wybrnąć. Rozmowy, jakie się obecnie toczą dotyczą przede wszystkim formy wspierania edukacji domowej oraz wysokości subwencji, aby była ona adekwatna do wsparcia. Natomiast obraz sytuacji, jaki wyłania się z ogółu działań ministerstwa, pokazuje, że w rzeczywistości gra toczy się o to, czy w ogóle będzie można edukować w domu. Tego wprost nikt nie mówi, ale zmiany systemowe mogą skomplikować czy wręcz uniemożliwić nauczanie w domu. Edukacja domowa traktowana jest jako bzdura i nie mówię tutaj o tych szkołach, fundacjach. One nie mają znaczenia. Chodzi głównie o Was, rodziców, których postrzega się jako oszołomów, którzy zabrali dzieci ze szkoły i im zaszkodzili. To jest optyka , która jest motorem napędowym niechęci do ED.